W
wyniku przesiedlenia Łemkowie utracili nie tylko przestrzeń, z którą związani
byli od pokoleń oraz sferę kultury materialnej. Stracili uniwersum symboliczne
- całość relacji społecznych, kulturowych i duchowych, świat wartości i
zachowań stanowiący o swojskości miejsca, w którym żyli. Deportacja, jakiej
doświadczyli, gwałtowne wrzucenie w obce, a czasem nawet otwarcie wrogie środowisko,
pozbawienie oparcia swojej grupy były tak traumatyczne, że niemożliwe okazało
się odtwarzanie w nowych warunkach tradycyjnego porządku obowiązującego na
Łemkowszczyźnie. Efektem przedłużającej
się sytuacji głębokiej niestabilności jest koncentracja życia społecznego
(...) na owych zjawiskach kryzysowych (...). Inne wartości nie tak bezpośrednio
związane, odsuwane są na plan dalszy. (...) Są to warunki podatne na
intensyfikację działań o charakterze symbolicznym i emocjonalnym, na działalność
mitotwórczą, na stosowanie mechanizmów magicznych i religijnych (Tarkowska
E., op. cit., s. 92). Aby móc po tragicznym doświadczeniu zacząć życie
od nowa Łemkowie stworzyli opowieść o powstaniu rzeczywistości, w której żyją,
opowieść wyjaśniającą ich zachowania i uczucia, nadającą im
transcendentny sens. Stworzyli mit o utracie Łemkowszczyzny.
Mimo, że Łemkowie wspominali różne wsie, opisywali je w taki sam sposób. Często
opisywali rzeczywistość Łemkowszczyzny sprzed akcji "Wisła", wywózkę i
osiedlenie na Ziemiach Zachodnich takimi samymi słowami. Z indywidualnych, różniących
się zapewne od siebie wspomnień, powstała ujednolicona opowieść – mit.
Poza zachowaniem w pamięci utraconej ojczyzny prywatnej i młodości miał on
nadać przeżyciom Łemków wyższy sens i umożliwić im pogodzenie się z tym,
co ich spotkało. Mit Łemkowszczyzny Utraconej wyjaśnia również późniejsze
wybory życiowe Łemków, ich wewnętrzne rozdarcie.
Łemkowie
opowiadają o Łemkowszczyźnie jak o utraconej Arkadii, krainie szczęśliwej młodości.
Podkreślają kilka tych samych cech, dla nich najważniejszych; rzadko
natomiast wspominają negatywne strony życia w górach. Wspólna
jest tutaj skłonność do traktowania materiału dziejowego wybiórczo,
pomijania konfliktów realnie istniejących; obrazy przeszłości przywołane są
zatem w funkcji znaku czy figury, bez troski o wyważenie racji, czy historyczną
precyzję (Jarzębski J., 1992, s. 140). Rekonstrukcja mitu Łemkowszczyzny i wysiedlenia
przywodzi na myśl mit raju utraconego, nie tylko dlatego, że opisuje
wyidealizowaną ojczyznę prywatną, jej utratę i konieczność osiedlenia się
w obcym środowisku. Mitycznej Łemkowszczyźnie przypisywane są najważniejsze
i najbardziej charakterystyczne cechy rajskie: bezpieczeństwo i harmonia,
przychylność natury, długie i zdrowe życie jej mieszkańców oraz obecność
zdrowej wody.
Wszyscy
informatorzy bardzo dobrze pamiętali swoje rodzinne strony. Często je
wspominali, przywołując miejsca, ludzi i wydarzenia sprzed wywózki. Te
wspomnienia nierzadko stanowiły treść ich życia - Nas dużo jest, co żyjemy
ciałem tutaj, ale duszą, sercem, wspomnieniami, myślami, ciągle wspominamy Karpaty,
miejsce urodzenia (M. O., w. 22). Utracony
świat jest dla Łemków tak ważny, że zajmuje nie tylko ich myśli, wkrada się
także często do ich snów. Często się
śni, jak się śni, to się tylko śni w domu. Co to jest? Już tyle lat. A to
jak się przyśni... Zawsze po lesie chodzę, w swoje miejsca, grzyby tam
zbieram, na poziomki (O. P., w. 2). Utracona
Łemkowszczyzna nawet we śnie zdaje się być bardziej realna, niż okolica, w
której przyszło im zamieszkać. Tak mi
się zdawało... Se myślę: Boże, i te pola, i te ścieżki, tak wszystko
swoje (A. W., w. 8). Ile razy to człowiek tędy, tamtędy chodzi. Nieraz, jak my jeszcze
malutkie byli, do szkoły chodzili, krowy paśli, jak teraz się pasie krowy po
górach. To się zbudził, nie ma niczego. Ani krowy, ani góry (J. S., w.
7). Mimo, że dawno nie widziana, Łemkowszczyzna sprzed akcji "Wisła" jest
dla Łemków wciąż żywa. Mówią, że ilekroć
zamkną oczy, staje przed nimi, jak żywa, cała okolica, że pamięta się każdą ścieżkę (J.
R., w. 1).
Wszystkie zakamarki się pamięta (O. P., w. 2). Zapewniali, że do dziś świetnie pamiętają
wszystkie ścieżki wokół ich wsi, że opisując swoją rodzinną wioskę, mogą
dokładnie powiedzieć, kto i gdzie mieszkał. Tą wiedzę przekazują swoim
dzieciom i wnukom.
Wśród moich
informatorów nie było nikogo, dla kogo świat sprzed akcji "Wisła" i jego
utrata nie byłyby najbardziej znaczącym fragmentem jego życia. Fragmentem, który stał się w późniejszym życiu
podstawowym punktem odniesienia. Opowieść o nim stała się jedynym i powszechnie uznawanym mitem organizującym życie
Łemków w obcych stronach.
Starsi informatorzy starali się opisać
swoje wsie tak, jak je zapamiętali. Młodsi opisywali je tak, jak zapamiętali
i opowiedzieli im o tym ich rodzice. Mimo zapewnień, że pamiętają wszystkie
szczegóły, Łemkowie przywoływali przede wszystkim szerokie widoki z pól,
panoramy całej okolicy, wspominali, jak tam było dobrze, jak wesoło, jak
zdrowo, nie zastanawiając się zazwyczaj z czego to wynikało. Mimo, że moi
rozmówcy pochodzili z różnych wsi, miało się wrażenie, że wspominają
jedną, można by rzec, wyabstrahowaną i wyidealizowaną górską wieś łemkowską.
W większości opisów powtarzało się kilka elementów, czasami przywoływanych
wręcz takimi samymi sformułowaniami. Łemkowie opisywali wpisany w obraz Łemkowszczyzny
sprzed akcji „Wisła” mityczny raj utracony: spokojne, zgodne życie wśród
hojnej przyrody, we wsiach, gdzie płynęła zdrowa woda, a ludzie żyli zdrowo
i wesoło.
To pamiętam, harmonia była między ludźmi, ludzie się zgadzali (T. K., w.
16). Jak opowiadają Łemkowie, wszyscy żyli zgodnie,
nie było swarów, ani kłótni. Ten
naród jakoś się doceniał, szanował, pomagał sobie (A. S., w. 20).
We wsiach To
było wszystko swoje (L. S., w. 20). Zdarzały się
pojedyncze rodziny polskie, a i one często były mieszane, lub zruszczone. W
tych wsiach Łemkowie byli u siebie. Tam
my byli tak... tak jak w domu (J. S., w. 7). Nikt
nikomu nie wypominał pochodzenia. Nikt
tam się nie obrażał, ty Rusin, taki owaki. No i co, jestem Rusin, to się nie
obrażam. Żyli w zgodzie, nie było niesnasek (J. R., w. 1). Wszyscy
zgodnie pracowali i pomagali sobie w razie potrzeby. Bo tam, w Karpatach, to ze sąsiadami to się żyło, ach, bo to swoje. (M.
P.,
w. 6) Jeden się od drugiego uczył. Tak
że tam to to życie to wesołe było to życie, o (M. J., w. 9).
Ludzie płacili podatki, chodzili do wojska, spełniali
swoje obowiązki. Naród pracowity,
jak mrówki (M. H., w. 17). Nie zdarzały się
rozboje ani napady. To był taki
naród straszetnie uczciwy, to jest raz. Nie zadziorny, on z nikim nie chciał
żądnych konfliktów. Nie był mściwy (S. S., w. 4). Ludzie żyli w pokoju
i zgodzie.
Mieszkali we wsiach zamkniętych w
dolinach potoków. To tak są wioski w
lasy. Tak co trochę, to jest w las wioska (O. P., w. 2). Domy były skupione
jeden tuż przy drugim, nie było dróg asfaltowych, rzeki często zrywały
mosty, do pobliskich miasteczek chodziło się piechotą przez góry, a nigdy
nie było to dalej niż dziesięć kilometrów. Wioski otoczone były
pastwiskami sięgającymi aż pod szczyty gór, gdyż każdy skrawek ziemi był
tam zagospodarowany. Bo dawniej widać było
daleko, bo tu był orny, a las był dalej (M. P., w. 6).
Również okoliczne lasy należały do mieszkańców wsi. Bo
tam były swoje lasy, to karczowali (O. P., w. 2)aby mieć niezbędną w gospodarstwie gotówkę.
Jak wspominają
Pan Bóg jakoś tak dawał tam, w naszych stronach. To się tak pamięta. Że i
grzyby rosły, i jagody. Tośmy latali, na poziomki, i na maliny, borówki. A
grzybów! (J. S., w. 7) Bo to
prawdziwki, smardze takie były. I wszystkie grzyby, jagody, maliny, poziomki.
To tak w pobliżu gdzieś, jak się poszło. To tak po deszczu, to tu, tu, tu.
Nie było takiego domu, żeby ktoś nie szedł, i to kosze się zbierało (A.
S.,
w. 20). Łowiło się też ryby w rzece.
Kamienica, taka rzeka płynie. Pod kamieniami, leszcze, pstrągi płynęły. Myśmy
chodzili, jak dzieci takie, jak ciepło, gorąco latem, to cały czas na rzece,
na ryby (A. S., w. 20). Natura sprzyjała ludziom. Stonkę
trzeba opryskać, bo zje. A tam nikt nie widział stonki, co to za stonka? (M.
B.,
w. 13). Łemkowie umieli to wykorzystać.
To było wszystko tak dostosowane, że umieli wszystko robić (L. S., w. 5).
Pracowali chętnie i zbierali plony, które wystarczały im aby żyć, i życiem
się cieszyć. Ale ludzie się tam mieli
dobrze, pracowici byli. Wszystkiego każdy miał, że nikt nie narzekał, ni na
co (T. K., w. 16). Nam nie było ciężko,
tam. My żyli jakoś tam. (...) Nie
brakowało nic (J. S., w. 3).
A
tej wody mineralnej? (M. H., w. 14)ze
swoich wsi nikt nie mógł zapomnieć. Do
obiadu nieraz trzeba było iść, z banieczką, i przynieść wody źródlanej,
co tam ciekła koło rzeki. To się piło (W.P., w. 2)Prawie każdy wspominał źródełko ze smaczną wodą, dobrą
studnię lub ujęcie wody mineralnej w swojej wiosce. Normalnie
jak rzeka płynie, to jest taki brzeg do góry, tam potem pola są. I normalnie
z brzegu woda wyciekała. Ale już taka zimna, jak lód. W lecie, to tylko my
poszli tam, podstawiali kaneczkę (O. P., w. 2).
Czasami woda miała właściwości lecznicze. Moja wioska liczyła siedem mineralnych wód (K. S., w. 4).
Niestety ta dobra woda przeminęła wraz z Łemkowszczyzną. U
nas była woda bardzo dobra. To tylko studnia jest. Tak idę, to się wody
chociaż napiję. Ale tak ją zanieczyścili. (...) To ta woda już ... (L. S., w. 5)
Zdrowo
wyglądali bardzo ludzie, bardzo ludzie byli zdrowi, bo tam zdrowe powietrze,
wody mineralne (M. K., w. 4). Wszyscy
Łemkowie zgodnie wspominają niezwykle zdrowe powietrze górskie. Samo
zdrowie, samo powietrze jest inaczej (W. P., w. 2). Dzięki niezwykłym właściwościom
powietrza ludzie byli zdrowsi i dłużej żyli. Zdrowie inne. Woda inna, powietrze. To tam nikt nie chorował (T. B.,
w. 13). Był lekarz w Wysowej, tak na
drugiej wsi, ale tam mało kto chodził. Ludzie byli po prostu zdrowi (P. K.,
w. 15). Lżej się oddychało, lżej się
żyło, nie zdarzały się poważne choroby. Chorować
chorowali też, ale nie tak jak teraz (M. B., w. 13).
Tam tyle nie było zwyrodnień, jak tu (M. H., w. 14).
Życie w górach było niewątpliwie ciężkie,
ale zdrowe i wesołe. Nie jedli tak
jak dzisiaj, ale byli zdrowi (P. K., w. 15).
Choć się narobili ci ludzie, i nie zjedli tak jak
trzeba, to żyli ci ludzie, i żyli, i żyli. Trzymali się na zdrowiu lepiej (W.
P.,
w. 2). Praca
sprawiała przyjemność. Jak szli siano kosić, to się chciało (J.R., w. 19).
Ale jak się wieczorem naschodzili, to chociaż się narobili, nadeptali koło
tego zboża, kartofli... To jak szli w pole, śpiewali. Jak szli z pola, śpiewali
(O. P., w. 2).
Po pracy mimo zmęczenia, ludzie
spotykali się ze sobą, nieraz do późnej nocy śpiewali i bawili się.
Opis Łemkowszczyzny
układa się w cztery wątki odpowiadające czterem cechom charakterystycznym
raju utraconego. I tu i tam panowały pokój i harmonia, a natura hojnie obdarzała
ludzi swoimi darami; jednym z nich była zdrowa woda, woda życia. W
takich warunkach ludzie nie umierali, lub żyli zdrowo, długo i szczęśliwie.
Łemkowszczyzna, która była konkretną rzeczywistością materialną, społeczną
i duchową istniejącą przed 1947 rokiem w Beskidzie Niskim stała się we
wspomnieniach i opowieściach mitycznym rajem utraconym - Łemkowszczyzną
Utraconą, z której, jak niegdyś z raju,jej prawowici mieszkańcy zostali wypędzeni.
Opis wypędzenia
z Łemkowszczyzny można podzielić na dwie części. Pierwsza opowiada o
wysiedleniu z domów rodzinnych. Drugą stanowi opis podróży transportem na
Zachód. Różnią się one między sobą sposobem przedstawienia. Opis
opuszczania rodzinnych domów i wsi został ujednolicony i wyraźnie tworzy część
mitu Łemkowszczyzny. Natomiast wspomnienia samej podróży nie zostały poddane
podobnemu zabiegowi, nie zostały włączone do mitu Łemkowszczyzny Utraconej.
Wszystkie opisy
wysiedlenia zdają się opowiadać o jednym wydarzeniu w jednej i tej samej
mitycznej wiosce. Podobnie, jak przy opisie Łemkowszczyzny, moi rozmówcy używają
prawie identycznych fraz opowiadając o swoich przeżyciach. To, co jednostkowe,
stało się mniej ważne, powtarza się i utrwala uogólniony obraz wydarzeń.
Bohaterem mitu nie jest już pojedynczy człowiek, ani nawet rodzina. To doświadczenie
dotknęło całą społeczność. Bo
już wioska po wiosce, już jedna wioska idzie, druga, trzecia, no to już i nas
(M. H., w. 14).
Akcja "Wisła"
nie była pierwszą akcją przesiedleńczą w Beskidzie Niskim. Już w 1944 roku
rozpoczęto działania mające doprowadzić do wysiedlenia ludności pochodzenia
ukraińskiego na tereny USRS. To
przyjechali delegaci, oficerowie radzieccy, i agitowali. Żeby opuścić tu, bo
granice się zmienią, że tam kultura, że jest ta wymiana. Jednoczyć narody.
Że będzie dobrze tam, ziemie dobre, chaty dobre. Ludzie chodzili na te
zebrania, i pisali się niektóry, a niektóry nie (A. S., w. 20). Łemkowie
wspominają, że dużo było chętnych do wyjazdu Najpierw
ci biedniejsi, za chlebem się pisali (L. S., w. 21).
Jednak nie wszyscy gospodarze chcieli opuszczać swoje ziemie. No ale kto się nie chciał pisać, nie pisał się, no to tego, no to
nie pojechał (M. J., w. 9). Okazywało
się jednak zazwyczaj, że mimo iż oficjalnie dobrowolne, przesiedlenie było w
rzeczywistości przymusowe. Tylko silny upór i stanowcza decyzja, żeby pozostać
na swoim pozwalały uniknąć wyjazdu. To
było przymusowo, ale kto był uparty, to nie pojechał (E. K., w. 20).
W wyniku tej akcji wsie Łemkowskie opustoszały.
Nasza wioska liczyła sto czterdzieści osiem numer, to nas zostało tylko
trzydzieści cztery rodziny, a to reszta wszystko, to pojechało na Ukrainę (M.
H.,
w. 14). Tam po górach, gdzie są
poboczne wioski, to oni pojechali wszystko do Rosji (M. K., w. 20).
Z czasem, opuszczone domy zaczęli zajmować osadnicy, najczęściej
biedniejsi gospodarze polscy z pobliskich wsi. W ten sposób zaczął się
koniec Łemkowszczyzny.
Łemkowie wspominają również, że już
w czasie pierwszych przesiedleń przepowiadano im wysiedlenie na Ziemie
Zachodnie. Wtedy, jak agitowali, mówili:
nie pojedziesz w Rasiju, pojedziesz na Zapad. Od razu mówili. To ludzie nie
wierzyli, bo jak kogo mogą ze swojego wygonić (L. S., w. 20).
Niewątpliwie te zapowiedzi miały przekonać opornych do wyjazdu do USRS.
Nikt jednak wtedy w to nie wierzył. Ufano, że jeśli uda im się pozostać na
swoim, to już na stałe. A część,
nasze wsie, byli takie zadomowione, przywiązane do tego, nie chcieli się dać
ruszyć. Nie wierzyli, że będzie jakiś przymus, żeby stamtąd wychodzić (J.
R., w. 1). Nie chciano opuszczać swoich wiosek, nawet dobrowolnie. Jeden z
informatorów wspomina, że Przyszedł
taki rozkaz, że kto nie ma gdzie być, nie ma gospodarki, to był taki ..., że
mamy teraz ziemie tutaj, na Zachodzie, i że możemy się osiedlić tutaj, gdzie
sobie znajdziemy jakieś możliwości.
Ale na to za dużo ochotników nie było (M. W., w. 10).
Wysiedlenia w ramach akcji "Wisła"
tylko dla niektórych były zaskoczeniem. Większość wspomina, że a to troszkę jakby ludzie wiedzieli,
bo mówią tak: a tam na Wschodzie,
ludzi wysiedlają. Ale my sobie z tego nic nie robili, bo osobiście u nas nie
było tak źle, jak tam gdzieś dalej (M. P., w. 6). Większość pocieszała się, że ich to na pewno nie dotknie.
I
jeszcze mówili tak, że mają zostawić tą wioskę, ten sołtys tak bronił,
żeby zostawić, tu są dobrzy ludzie, no i zostaną. A może to była taka
propaganda, żeby ludzie się tak nie szykowali. Ale już my byli trocha
przygotowane (M. H., w. 14). Perspektywa wysiedlenia była zbyt straszna, aby można się z nią
było pogodzić. Tak jakoś się przeżywało,
aż przyszedł 47 rok. Coś słychać tam ze wschodu. Ulotki rozesłali, że będzie
wysiedlenie. Smutno, dlaczego? Za co? W końcu przychodzi do naszej wioski.
Niedziela. Zbierać się, szykować do wyjazdu, jesteście przesiedlani (M.
O.,
w. 22).
Wszyscy Łemkowie
opisują, jak w dniu wywózki do wsi wchodziło wojsko i obstawiało wszystkie
domy. Aż w 47 roku, to było w
sierpień, wywóz. Przychodzi wojsko, zabierać się. Dwie godziny do spakowania
(A. R., w. 19). Wszyscy
opowiadają, prawie takimi samymi słowami, że było to zbyt mało czasu. Za
godzinę, za dwie trzeba było... Nic żeśmy nie zabrali. Nic prawie (H. K.,
w. 15). Za dwie godziny się spakować i
wyjeżdżać. Za dwie godziny co spakujesz? (M. H., w. 14) W każdej wypowiedzi powtarzają się
frazy o rozkazie opuszczenia domów w dwie godziny, o tym, że było zbyt mało
czasu na zabranie dobytku, że trzeba było zostawić dorobek całego życia. Wszystko
my prawie zostawili (J. B., w. 12). A w
domu wszystko zostało, co za godzinę możesz spakować (L.
S., w. 5).>
Najczęściej ładowano
się na należący do rodziny wóz zaprzężony w krowy, lub rzadziej, w konie. Jak
miał swego konia, czy co, no, to już mu nie dał drugą furmankę. Masz swoją.
To co się wzięło, nic (L. S., w. 5).
Ludzie byli zbyt wystraszeni i zdezorientowani,
aby się zastanawiać, co zabrać ze sobą. No,
co wzięli. To co do jedzenia trochę, i krowę, i koniec. A co na wóz dużo
poskładał? (L. S., w. 5) Przede
wszystkim brano bydło, żywność i paszę dla zwierząt, trochę sprzętów
gospodarskich. Bydło, ubrania,
skrzynie zabrali, w skrzyni ubrania. Kto mógł, to pług jeszcze wziął, łóżka
I wszystko (M. B., w. 13). Ten spis powtarza się
prawie niezmiennie w każdej opowieści. Większość rzeczy, często nowych, a
nierzadko cennych, zostawała w domach. Wszyscy pytają, co
można było wziąć? (A. W.,
w. 8)
Wspominając,
jak opuszczali na zawsze swoje domy, niektórzy Łemkowie opowiadali o niezwykłych
wydarzeniach, które miały wtedy miejsce, a które podkreślają wagę i
nieodwracalność tego, co się działo. Opowiadali przede wszystkim o niezwykłym
tego lata urodzaju. To takie jakieś
ogromne się wtedy urodzili, ziemniaki, i zboże, i wszystko (L. S., w. 5).
Moja bratowa mówi, że nigdy nie widziała takich ziemniaków ładnych, jak się
wtedy udały. Mówi, że można było jak drzewo układać, takie fajne były (J.
S.,
w. 7). Pojawiają się wspomnienia z ostatniej,
tuż przed wywózką, wyprawy właśnie na grzyby, lub jagody. Jeszcze
w ostatni dzień to na jagody, na borówki z sąsiadką poszłam, zawołali, bo
już wozy jadą, już przyszło wojsko wyganiać. To my jeszcze tych borówek w
wagonie mieliśmy, w kance, tośmy jedli (O. R., w. 1).
Jedna z moich rozmówczyń tak wspomina swoje ostatnie grzyby na Łemkowszczyźnie:
Jakeśmy wyjeżdżali
stamtąd, to w ten rok, to już tak strasznie prawdziwki rośli w lesie, że
gdzie by nogą nie kroczył, to prawdziwek był. (...) To w niedzielę już oni
przychodzili, w poniedziałek. (...) Poszliśmy tam koło cerkwi. To
mówi, chodźmy się tam pożegnamy, koło cerkwi. A u nas koło cerkwi było ze
trzy metry, jak nie więcej, takiej trawy, jak z procesją chodzili. Z jednej
strony był mur, z drugiej. (...) Jakeśmy zaszli tam, po tej trawce, to
prawdziwki takie były, jak ten talerz. No, ja nie wiem, co za cudo. No, i na
murku, jak to nadmucha ziemi, mech rośnie. To na tym murku, jakby wojsko
nasadził, tak prawdziwki rośli. Ale gdzie będziemy ich brać. Jak już jutro
trzeba wyjeżdżać, to co z nimi zrobimy? Pozostało tak. (...) No, jakoś to
wtedy było, że na prawdę, aż dziw był (O.
P.,
w. 2).
Łemkowie opowiadają, jak przed
opuszczeniem domów w specjalny sposób się z nimi żegnali. Poszliśmy na koniec do mieszkania pomodlić się. Żołnierz tam koło
domu tak tylko obserwował. Uklękliśmy, pomodliliśmy się przed obrazami. I
obrazy dwa wzięliśmy (M. O., w. 22). Modlitwa przed obrazem, wstąpienie do
cerkwi powtarzają się we wspomnieniach.Tam blisko nasza cerkiewka była. Sąsiad był kościelnym. Mówi: abyśmy
zadzwonili chociaż na odchodnym. Zadzwonili jeszcze. Każdy był w strachu, zapłakany,
posłuszny (M. O., w. 22)..
Dla wszystkich było to bolesne przeżycie.
To płakali, jak my wyjeżdżali, to płakali.
Że szkoda i szkoda było (M. H., w. 14). Nikt nie mógł się z tym pogodzić.
Jeden z informatorów opowiada, jak próbował oszukać los. Jeszcze
przyszedłem z tego, a żołnierz mówi: szybko uciekać, bo już nie ma nikogo
we wiosce, szybko uciekać, i proszę więcej nie wracać (J. B., w. 12).
Niestety tym razem nie można było zostać.
Pod nadzorem
wojska odprowadzano ludność do punktu zbiorczego przy pobliskiej stacji
kolejowej. Tam formowano transporty i wyprawiano je w drogę. To co powtarza się
w większości wspomnień, to niepewność losu, jaki im zgotowano.
Ale gdzie się jechało, to nie wiadomo było gdzie. My nie wiedzieli nic, co się
z nami stanie. Konkretnej prawdy nie wiadomo było (M. O., w. 22).
Opisy samej podróży pojawiają się rzadko, często
sprowadzone do jednego zdania. Jeśli jednak Łemkowie wspominają ten etap wywózki,
to wyraźnie przywołują osobiste doświadczenia nie sprowadzone do jednego
schematu. Transport. Cztery rodziny
do jednego wagonu nas załadowano. Było trudno wyżywić inwentarz po drodze, nie było czym żywić. Było tak, że jak się pociąg
zatrzymał gdzieś na uboczu, to ludzie brali trzcinę z rowów, żeby bydlęciu
dać (J. R., w. 1). Wspomnienia Łemków różnią od siebie.Tak, że mieliśmy swój wagon. Mleko mieliśmy, to w wagonie mama wydoiła. Jak pociąg stanął, to
tato zaniósł, ludziom kazał przyjść, na stacji gdzieś nawet sprzedał
wiadro, nam przyniósł jakieś bułki, coś, tak, że dobrze było (O. R.,
w. 1). Opowieści o podróży wyraźnie nie zostały
ujednolicone. W nocy nas już
wytransportowali z Nowego Sącza i jechaliśmy calutką noc. A potem, stawali
rano, na śniadanie. Tośmy szli z kankami po kawę, po jakieś tam coś. I takeśmy
nie jechali nocą, tylko tą pierwszą i ostatnią noc (O. P., w. 2). Przedstawiają
jednostkowe wspomnienia, nie ułożone według jednego, powszechnego wzoru -
mitu. Opisują jazdę pociągiem, która trwała od kilku dni do dwóch tygodni.
Konwojenci byli wyrozumiali, lub przeciwnie, złośliwie nękali wysiedlonych.
Ludzie jechali wagonami odkrytymi lub zamkniętymi, po dwie lub cztery rodziny
naraz. Nas w wagonie było pięć rodzin. Na kupie. Tylko, że my mieli dwa
wagony, bo krowy mieliśmy osobno (L. S., w. 5). Do wagonów towarowych, a były kryte i nie kryte, jak kto trafił. I
tak, wszystko co miał, ten wóz, trzeba było rozebrać, krowę w jeden kąt,
kto miał konia, też, ludzie tak pomiędzy tym bydłe (M. H., w. 14)
Ta część doświadczenia
utraty domu najwyraźniej nie miała takiego znaczenia, jak opuszczanie
rodzinnych wsi, czy osiedlanie w nowym miejscu. Nie była niczym wyjątkowym na
tle przeżyć innych grup w czasie wojny. To jak przebiegała, nie mogło wpłynąć
na ocenę wysiedlenia z domów i przymusowego osiedlenia. Mit łemkowski jest pełen
bez opowieści o przejeździe z jednego miejsca na drugie.
Opis osiedlenia w nowym, wrogim miejscu znowu przybiera cechy mitu. We wszystkich wspomnieniach pojawiają się te same wątki, często opisywane bardzo podobnymi sformułowaniami. Wszyscy Informatorzy mówili o wrogim nastawieniu mieszkańców Ziem Zachodnich, o obcości przyrody i przestrzeni kulturowej, w której przyszło im mieszkać, wreszcie o swojej niechęci do osiedlenia się w nowym miejscu. Swoje uczucia wyrażali opisując przeżycia własne, lub znajomych, niezmiennie przez wszystkich informatorów uznawane za bezwzględnie prawdziwe. Wszystkie przywoływane wspomnienia w bardzo podobny sposób obrazują wrażenia Łemków z pierwszych dni na nowym miejscu. Podkreślają obcość Ziem Zachodnich; mówią o tym, że w miejscu tak bardzo pozbawionym rysu swojskości nie można zamieszkać, nie można stworzyć domu.
Jednym z wątków opisu osiedlenia na nowym miejscu są opowieści o wrogim nastawieniu mieszkańców Ziem Zachodnich. Na początku, jak myśmy tu przyjechali, to ja to mówię ze łzami w oczach, tak na nas ludzie patrzyli (H. K., w. 15). Łemkowie wspominają obraźliwe zachowanie "miejscowej" ludności. Ale bardzo nas nieprzyjemnie tutaj ludzie przyjęli, poniewierali nas banderowcami (T. K., w. 16). Wędrówce do nowych siedzib i ich zasiedlaniu towarzyszyły nie tylko wyzwiska, ale i zaczepki. Wszystko odbywało się w wielkim strachu i niepewności. My się strasznie bali. Ludzie też się bali nas, bo mówią, że to banderowcy przyszli (M. P., w. 6). Pojawiają się również relacje wspomnień "miejscowych" sąsiadów, o ich strachu przed nowymi przesiedleńcami. To dwa sąsiady, tośmy się później dowiedzieli, to ze siekierą w stajni nocowali, że my jako banderowcy, że przyjdziemy im odebrać te krowy, czy konie (J. S., w. 3). Najtrudniejsze były pierwsze dni. To chłopi poszli na strych spać. I kobiety też, bo na razie, to my się strasznie bali (M. P., w. 6). Niektórzy Łemkowie wspominają nawet o niezwykłych wydarzeniach, świadczących o obcości nowego miejsca zamieszkania. Pierwszą noc, opowiadam jak było. (...) Położyli my się spać. Jakoś nie mogli my zasnąć. Potem słyszymy, jeszcze straszy. W drugiej chałupie było słychać, że płakało dziecko. I ktoś do niego rozmawiał. No, i mieli my lampku, mieli my świeczkę, mieli my zapałkę, nie dało się nic zaświecić. No, nic. Poleciały my do stodoły po chłopy, przyleciały do chałupy, i też to chcieli zaświecić. Żeby widzieć, kto tam płacze, i co tam jest. (…) Nie dało się nic zaświecić. Potem ten płacz idzie sieniami, potem przez podwórko. A to dziecko bardzo płakało. I poszło tam drogą, na dół z chałupy. I potem poszukali chłopy chałupy, i świeczką, potem się świeciła. I latarką. I lampka, wszystko się zaświeciło, jak to poszło z mieszkania. Ale potem już nie było słychać (M. K., w. 3). Wszystko podkreśla obcość nowej sytuacji, wrogość nowego świata i jego mieszkańców. Czasami opowieściom towarzyszy refleksja, że i ci obcy też się bali, że potem się ze sobą zaprzyjaźnili. Nie umniejsza ona jednak wspomnienia niepewności pierwszych kroków na nowym terenie.
Kolejnym wątkiem
opisu osiedlenia, są wspomnienia reakcji na miejsce, w którym przyszło im
zaczynać życie od nowa. Łemkowie mówili o głębokim poczuciu odmienności
okolicy i przyrody na Ziemiach Zachodnich, oraz o niesprawiedliwości losu, który
kazał im zamieszkać w zrujnowanych domach poniemieckich.
Odmienność okolicy zasadza się
przede wszystkim na rozsianiu domów z dala od wioski na tak zwanych koloniach,
gdzie jedno, dwa gospodarstwa zajmują polanę oddzieloną od wsi i drogi lasem.
Kiedy Łemkowie przyjechali na Ziemie Zachodnie to właśnie takie domy były
jeszcze puste. Tu, w te dziury nikt
nie chciał iść (J. W., w. 8). Dla
Łemków konieczność zamieszkania nie tylko w rozproszeniu ale jeszcze z dala
od wsi była dodatkową krzywdą. Nikt
nie puszczał do wsi mieszkać, tylko wypychali ludzi gdzieś tak, na kolonie,
pod lasy, w takie miejsca boczne, żeby nie mieć między sobą (M. K., w.
4). Nie mało znaczyło też to, że przyroda straciła swój przyjazny
charakter, swojskość. Przywieźli nas tu
pod las. (...) I my stamtąd uciekli do wioski, bo my się bali, bo to pod lasem
(J. B., w. 12). Łemkowie
opowiadają również o niesprzyjającym klimacie, do którego nie mogli
przywyknąć. Jak my przyszli tu,
to cały czas spać. Bardzo ten klimat nie odpowiadał nam. Nic tylko spać (P.
H.,
w. 17). Łemkowie mówią również: Nie
mogliśmy się tu przyzwyczaić do komarów (P. H., w. 17).
Komary były straszne, ta córka, co teraz jest, była maleńka, i wszystkich
nas gryzły komary (T. K., w. 16). Na
Łemkowszczyźnie przyroda była przyjazna człowiekowi, żyło się tam przede
wszystkim z lasów - zbierało grzyby i jagody, wycinało drzewa. Las był swój
i swojski. Na nowych ziemiach lasy są obce, wrogie, napawają strachem. No
i tam zaś mówi, gdzie my tam do takiego lasu nie pójdziemy, nie będziemy. Co
tu będziemy robić w tym lesie? (M. J., w. 9) Na Łemkowszczyźnie, mimo, że lasy nie były
zagrożeniem, nikt w nich nie mieszkał. Jakoś
to nie bardzo, w lesie te domy, jak się z wioski przyszło takiej, że dom koło
domu (M. H., w. 17). Wioski
skupiały się wzdłuż dolin potoków, domy stały blisko siebie. Tam,
w domu, w Szczawniku, to był dom przy domie, blisko, a tu, o, jedno od drugiego
daleko, każdy się bał (M. B., w. 13). Na nowych ziemiach nie można odtworzyć starego
porządku, trzeba się dostosować do już istniejących warunków, mimo, że są
one zupełnie obce i niezrozumiałe, budzą lęk i poczucie osamotnienia.
Wszyscy oczywiście
opowiadają, jak wyglądał przydzielony im dom i całe gospodarstwo. Część
Łemków wspominała o umieszczaniu na początku kilku rodzin w jednym domu, z
którego dopiero rozchodziły się one w poszukiwaniu miejsc dla siebie. To
była ładna gospodarka, ale nas się tam zeszło osiem rodzin (J. S., w. 7). No i cztery rodziny nas na tym podwórzu
zostawili i róbcie sobie, co chcecie (M. P., w. 6). Inni mówili, że
To
sołtys wyznaczał: ty tu masz być, ty tu masz być, tu masz mieszkać (J.
B.,
w. 12). Opisując już "własne" domy, zwracali uwagę przede wszystkim na brak wszystkiego,
zupełne zniszczenie, na niemożność zamieszkania, ogólny chaos. I
przewieźli nas tu, do Zamienic. Tam do wioski. Taka stara buda... To ona
jeszcze stoi. Ale zeszabrowana była, że ani drzwi, ani okna, a na podwórzu
trawy pełno, chwastów, pokrzywy (M. P., w. 6). Stan zabudowań opisywali niejednokrotnie prawie
jednakowymi słowami. To było bez
drzwi, bez okien (J. B., w. 12). Opowiadając
o zasiedlaniu nowych domów podkreślają zupełną ruinę.
A tu jak my przyszli, to nie było tak: ani okna, ani drzwi, ani podłogi. Nic
nie było (L. S., w. 5). Sąsiad dostał
numer na kawał muru, ani sufitu, ani ścian (M. O., w. 22). Opisują, jak to jako domy otrzymali zniszczone
wojną i szabrem rudery, na dodatek zupełnie odmienne od tego, jak budowane były
domy łemkowskie. Myśmy dostali:
stodoła nowa, ładna, duża, ale chata, lepianka, drzewo i glina. Nie ma drzwi,
nie ma okna (M. O., w. 22). Taki
budynki do niczego się nie nadawały. Wszystko trzeba było zaczynać od nowa,
ale nie z czystą kartą, tylko z obciążeniem ruiną, przydzielonym im domem.
Łemkowie ciągle
powtarzają, jak bardzo miejsce, w którym mieli zamieszkać, było dla nich
obce. Wspominają swoje wrażenia z pierwszych dni, opisują także fizyczną
niemożność zasiedlenia i zaakceptowania nowej przestrzeni, nowego
domu. Myśmy coś ze dwa miesiące
tutaj na podwórzu... na tamtym strychuśmy spali, a na podwórzuśmy gotowali
sobie (T. K., w. 16). Mówią o własnym, lub opisywanym przez
innych doświadczeniu tymczasowego przemieszkiwanie w stodole, w sadzie, na podwórku,
gotowanie na ognisku, zamiast zamieszkania w przydzielonych im domach. Dwa
miesiące baby... Gruszki takie były, jak sad, takie duże. No, i pod tym tak
siedzieliśmy. Dzieci tylko w mieszkaniach, na strychu gdzieś, trochę siana się
udarło, i tak dzieci spały. Potem samiśmy się rozprowadzali na swoje konto,
gdzie to (W. P., w. 2). Podkreślają
powszechność takiego zachowania. I
tak było długo, że się Polaki śmiali, że już wiedzą, gdzie są wysiedleńcy,
gdzie są Łemki, bo wszędzie się ognisko pali. Bo tak było, że robili takie
kuchnie na polu. I na polu gotowali jedzenie (M. K., w. 4). Podkreślają także to, że do zamieszkania zmusiły ich
okoliczności - deszcz, zima. I tak
siedzieli, nie szli zaraz do tych domów. Nie mieli odwagi. Tak koczowali na
podwórku. Te rodziny, te wozy. Jak zaczęło strasznie padać, deszcz, to
ludzie zaczęli się chować pod dach, tak powchodzili do tych domów (M. H.,
w. 17). Jakby
mówili, że nie z własnej woli przyjęli zastępcze domy. My
sześć tygodni, kobiety na boisku, cegły, garki, żeby coś ugotować, żeby
żyć. Sześć tygodni. Do pracy, do ludzi. Potem przychodzi jesień. Cóż.
Trzeba było tam mieszkać (M. O., w. 22).
Łemkowie opisują niechęć do
zamieszkania w obcym świecie tak dużą, że lepsze od dachu nad głowa okazało
się nocowanie na dworze. Nikt z moich informatorów nie wspomniał również o
rytualnych, sakralnych zachowaniach towarzyszących zajęciu domów na Ziemiach
Zachodnich. Nie pojawiły się opowieści o modlitwie, czy wieszaniu świętych
obrazów, które przecież zabrali z domów na Łemkowszczyźnie. Nie
ma śladu prób założenia nowego domostwa wg zasad obowiązujących w takich
wypadkach w górach. Łemkowie weszli do przyznanych im budynków wbrew
sobie, nie chcieli uczynić z nich swoich domów, traktowali je jako tymczasowe
przymusowe schronienie. Każdy tak
tymczasowo tutaj mieszkał, nikt nie chciał się tutaj zadłużać (J. S.,
w. 18). W
domach wykonywano tylko niezbędne czynności porządkowe, aby nie zamknąć
sobie drogi do powrotu w góry. Tak
tutaj, do pięciu lat, to wszystko tak: a może tu, a może tam. My to mieli
zawsze w nadziei, że się wrócimy (J. W., w. 8). Brak opowieści o próbach rytualnego odtwarzania
starego porządku nie świadczy jednoznacznie o tym, że nikt ich rzeczywiście
nie podejmował. Wygnańcy z raju mieli jednak świadomość, ze znaleźli się
w zupełnie odmiennej rzeczywistości, gdzie stare zwyczaje, sposoby organizacji
życia i przestrzeni nie miały zastosowania. Ta świadomość wyraziła się
przez stworzenie mitu, w którym przy opisie osiedlenia nie wspomina się o
sakralnym przejęciu nowych ziem, o włączeniu ich w sferę swojskości. Nawet
jeżeli sfera sacrum została odtworzona w nowych warunkach, to nie zostało to
opisane w micie, gdyż jego rolą było podkreślanie poczucia utraty ojcowizny
i obcości nowego miejsca zamieszkania.
Wyłaniający się
z opowieści Łemków obraz Łemkowszczyzny, wysiedlenia i przybycia na Ziemie
Zachodnie mimo pozorów opowieści o konkretnych miejscach i zdarzeniach ma wyraźne
cechy mitu. Wszechobecny w kulturze obraz mitycznego raju utraconego został nałożony
na konkretną rzeczywistość Łemkowszczyzny sprzed akcji "Wisła". Łemkowszczyzna
zatraciła cechy rzeczywiste, została odrealniona. Przejęła natomiast funkcje
na zawsze utraconej krainy szczęśliwości, będącej idealnym wzorcem
organizacji świata. Charakterystyczne szczegóły, odróżniające jedną wieś
od drugiej, straciły znaczenie. To, co nie pasowało do takiego obrazu,
pomijano. Podkreślano natomiast kilka ogólnych, uniwersalnych cech,
charakterystycznych dla opisów raju utraconego. Mówiono o szczęściu i
pokoju, przychylnej człowiekowi przyrodzie, długim życiu, zdrowiu i dającej
zadowolenie pracy, a nawet o zdrowej wodzie. Podobnie w opisie przesiedlenia
podkreślano te cechy, które przywodzą na myśl wypędzenie z raju, a Ziemie
Zachodnie przedstawiano jak jego przeciwieństwo, jak ziemie chaosu stworzone
nie dla człowieka.
Mit o Utraconej
Łemkowszczyźnie zawiera swego rodzaju samopotwierdzenia. Przedstawiając je Łemkowie
powołują się na wiedzę nabytą po wywózce. Są to trzy wątki, które
pojawiają się w większości relacji i mają wykazać powszechność i
nieodwracalność tego doświadczenia. Łemkowie z pełnym przekonaniem twierdzą,
że nikt nie uniknął wywózki, ani też nikt nie wrócił na tereny dawnej Łemkowszczyzny.
Wydarzenia te, podawane jako bezwzględnie prawdziwe, mocno podkreślane w
wypowiedziach, często kilkakrotnie powtarzane, nie znajdują jednak
potwierdzenia w rzeczywistości. Są prawdziwe tylko na poziomie mitu. To, co
dodatkowo ma potwierdzić nieodwracalność zmiany, a więc również prawdziwość
i sens samego mitu, to zauważane przez Łemków zniknięcie rajskich cech Łemkowszczyzny.
Mimo realnej
wiedzy zaprzeczającej przekonaniu, że nikogo nie ominął wspólny los, Łemkowie
mówią o powszechności doświadczenia wysiedlenia. Już wcześniej, w ramach
opisywania wywózki, zwraca uwagę takie prowadzenie opowieści, że jej
bohaterem jest cała wieś, cała społeczność, cała grupa. Łemkowie mówią
z przekonaniem, że to doświadczenie dotknęło wszystkich, że nikt nie został
oszczędzony. A już w 47 już
wszystko, już nie było, żeby ktoś tam nie, pozostawał, tylko każdy szedł
(M. J., w. 9).
Na Łemkowszczyźnie nikt nie został.
Nikomu się nie udało zostać (P.
H.,
w. 17). Jest
to za każdym razem bardzo mocno podkreślane. Tego przekonania nie może
zachwiać fakt, że każdy z rozmówców podawał przykłady osób, często ze
swojej wsi, lub rodziny, które uniknęły przesiedlenia. Tam w naszej wiosce, to nie jechał tylko jeden, ale on jest mieszany.
(...) A tak, to reszta, wszystko... (M. J., w. 9).
Przykłady te, obecne w każdej rozmowie,
często próbowano osłabić, podważając przynależność osób, o których mówiły,
do swojej grupy, grupy Łemków. Nikt
nie został. Zostali ci, co pomieszane byli (E. K., w. 20). Zostali Polacy, mieszani i ci, co się podali za
Polaków. Nie, nikt nie został. Tam, w tej wiosce, to gdzieś tam w drugim końcu
wioski, to jedna rodzina została. Oni już byli prawdopodobnie, że jego matka,
czy ojciec, to już byli mieszane. I żonę miał już Polkę. A tak, to więcej
nikt (M. P., w. 6).Czasami Łemkowie
wspominają, że nawet nie swoi dołączali do nich, jakby w przeczuciu końca
świata, jaki znali. Jeden był z nami, to
wyjechał z nami. Powiada: ja nie chcę Polaków znać. A Polakiem był. A się
z naszą ożenił. Jest w Gorzowie (J. W., w. 8). Niemożliwe jest aby ktoś został w
Raju, bo ten przecież przestał istnieć. Przestał istnieć między innymi
dlatego, że nie było już jego mieszkańców.
W każdej
rozmowie pojawia się, znów bardzo mocno akcentowane twierdzenie, że nikt nie
wrócił na tereny dawnej Łemkowszczyzny. Nikt się nie wrócił, bo nie wolno było. Było zabronione (E. K.,
w. 20). Wygnanie
z raju jest przecież nieodwracalne. Do
Szczawnika nikt nie wrócił. Można było kupić. Ale zameldować nie chcieli (A.
R.,
w. 19). Tak że do naszej wioski nie wrócił
się nikt. Raczej władze były przeciw tego (M. J., w. 9). I znów twierdzenia uznawane za prawdziwe
w porządku mitycznym, nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości, w faktach
opisywanych przez rozmówców. Z
naszej wioski nie wrócił nikt. Tam, do gorlickiego powiatu, tam później
powracali, ale ja tych ludzi nie znam (O. C., w. 11). Każdy jednak zna kogoś, kto wrócił,
mieszka chociażby w Krynicy. Powroty zaczęły się oczywiście dopiero po pięćdziesiątym
szóstym roku i wiązały z koniecznością kupna domu w górach, nie były
jednak niemożliwe. Przykłady powrotów opatrywane są zazwyczaj komentarzem
wskazującym na wyjątkowość i rzadkość tego zjawiska. Z
naszej wioski, tu tej stąd, to nikt nie wrócił. Powyjeżdżali tam niektórzy,
ale to z innych wiosek, spoza Legnicy (J. S., w. 7). Podkreśla się zazwyczaj odmienność ludzi, którzy
wrócili - trzeba być bogatym - wyłączając ich jakby ze wspólnoty doświadczenia.
Z naszej wioski, to nikt nie wrócił. Z naszej wioski, to nie wiem, żeby
ktoś... Bo był nasz kuzyn, ale on już umarł. On też przyjechał tu. (...)
Ale on był na froncie. (...)
Jemu wolno było wracać. Pojechał na swoje. Był
tam ze dwa miesiące. Nie podobało mu się. (...)
I poszedł do Krynicy, i tam
sobie kupił (M. P., w. 6). Informatorzy ograniczają grupę przesiedlonych, o których doświadczeniach opowiada
mit, do tych, którzy pozostali z własnej już woli, na nowych, uznawanych za
obce, ziemiach. Mit musi bowiem opowiadać o doświadczeniu powszechnym, inaczej
nie byłby prawdziwy.
Nieodwracalność
wygnania z Raju potwierdzana jest również przez opis zmian, jakie nastąpiły
na terenach dawnej Łemkowszczyzny. To
jak my tak byli, czekali na transport, to jeden do drugiego mówi: zobacz, ile
tu bydła od nas odchodzi. A drugi mu mówi: tu przyjdą inni i znowu będzie. A
ten mu mówi: zapamiętaj, że tego, co było, już nigdy nie będzie (M.
O.,
w. 22). Łemkowie
opisują zmiany, które nastąpiły w przyrodzie, jako uniwersalne, niepodważalne.
Mit mówi, że zmieniła się sama istota ziem, które niegdyś były Rajem,
uporządkowanym światem przychylnym swoim mieszkańcom. W Beskidzie Niskim nie
ma już Łemkowszczyzny, która miała cechy rajskie. I
wodę zepsuli czegoś (...) zrobiła się niestrzała, ani nie mineralna woda,
tylko czysta woda, jak z rzeki. Bom jej piła potem, już teraz. I nie ma co po
tą wodę już iść, tak zepsuły (M. K., w. 4). Przyroda nie jest już tak hojna, jak była.
A
teraz, jak się tam zajedzie, to ja mówię: to gdzie te wasze grzyby? No, to mówią,
że rydze rosną. Ja nawet nie wiem, w które miejsce. Rydze! Ja tutaj rodzona,
ja nie wiem, gdzie tu rydze rosną. Bo owszem, zbierali, ale prawdziwków (J.
S.,
w. 3). To ja synom obiecywałem, że jak
tam wrócimy, to nałapiemy ryb. Pójdziemy na rzekę. Jednej rybki nie ma (A.
S.,
w. 20). Wygnanie
zmazało z powierzchni ziemi rzeczywistość, która była Rajem, nie można tego odtworzyć. Między innymi z tego względu
prawdziwy powrót nie jest możliwy. Nie można wrócić do przeszłości, bo ta
nie istnieje. Nie można próbować jej odtworzyć, bo nigdzie już nie ma
sprzyjających po temu warunków.
Niektórzy Łemkowie
przytaczają czasami wypowiedzi zasłyszane u osób mieszkających obecnie na Łemkowszczyźnie,
a opisujące przyrodę, która straciła życzliwość dla człowieka. Tam
był leśniczy Polak, i nauczyciel był. To nauczyciel też taki był, że był
na Syberii, wywieziony. I on gada: jak wyście wyjechali, jaka straszna ulewa
przyszła, wszystko zmliło, zlało. A grzyby, gada, wszystkie chyba za wami
poszli. Bo ani jednego potem prawdziwka nie było. I zawsze się śmiali, że Łemki
zabrali prawdziwki ze sobą (O. P., w. 2). Mówią oni, że z wyjazdem Łemków zmieniła się
ziemia, na której mieszkali. I ten
dziadek mówi, ten wujek, jak wyście wyjechali, to i ryby, i grzyby poszli za
wami. Nie ma grzybów (A.
S.,
w. 20).
Przed
wysiedleniem relacje człowiek - przestrzeń w kulturze Łemków, tak jak w
innych kulturach tradycyjnych, wpisane były w relację swojskości i obcości.
Miejsca najbliższe, takie jak dom, wioska, były zawsze znane, swoje, swojskie.
Obcość zaczynała się za jasno wytyczonymi granicami. Mit raju utraconego do
opisu realnie istniejącej przestrzeni i relacji do niej człowieka nie używa
pojęcia swojskości. Jest ono zarezerwowane dla mitycznej krainy, utraconej
arkadii, gdyż tylko ona była stworzona (a więc dobra do życia) dla człowieka.
Świat realny jest światem chaosu, nieuporządkowana. Jest wrogi, obcy. Nie
poddaje się próbom narzucenia porządku; nie mają w nim zastosowania
kategorie opisu relacji do przestrzeni właściwe w świecie uporządkowanym. Można
w nim żyć, ale nie będzie to prawdziwe, bezwarunkowe bycie u siebie, jakie było
naturalne w raju. Będzie to życie bez korzeni, tymczasowe zamieszkiwanie.
Poczucie "bycia na swoim" Łemkowie mogą realizować tylko w mitycznej
przestrzeni Łemkowszczyzny Utraconej. Przestrzeń realna nie będzie dla nich
ani definitywnie obca, ani jednoznacznie swoja. Te kategorie stracą adekwatność,
gdyż można je stosować tylko w odniesieniu do świata uporządkowanego. W świecie
chaosu nie można odtwarzać porządku rajskiego, trzeba stworzyć nowe relacje
w przestrzeni, trzeba żyć na Ziemiach Zachodnich tęskniąc za nieistniejącym
ideałem, Utraconą Łemkowszczyzną.
We wspomnieniach
Łemków odnaleźć można świadomość obcości miejsca w którym żyją.
To jedno, klimat, teren, a drugie, to te obce strony, obcy ludzie, wszystko
inaczej (M. H., w. 17). Mówią, że Ziemie Zachodnie, w przeciwieństwie do
Łemkowszczyzny, nie są dla nich stworzone.
Człowiek tam był przystosowany, urodzony (J. W., w. 8).
Tam się rodził. Tam mój
dziadek, pradziadek został. Tu my prosto, rzucone (A. R., w. 19).
Nawet po kilkudziesięciu latach nie czują się w swoich domach dobrze. Lepiej
bym się czuł na swoim pełnym. Bo bym wiedział, że to po moim ojcu, dziadku.
A to, nawet kupię, nie będę pewny, czy to będzie moje, bo to jest obce. Bo
jak bym już postawił, to bym jeszcze powiedział, że plac obcy, a dom mój. A
to je wszystko obce (A.R.,
w. 19).
Mityczna rajskość
Łemkowszczyzny z definicji zakłada niedostępność. Raju raz utraconego nie
można odnaleźć, nie można do niego wrócić. Tam byłem niedawno, to tam już nie ma nic naszych. (...) Tu była
cerkwia, teraz już jest kościół. Tu było to, tu było to... Tam już koniec
wszystkiego (J. W., w. 8). Trudno
w rzeczywistości znaleźć okolicę pasującą do opisu Raju, nawet jeśli został on stworzony ze świeżych wspomnień,
nie można więc odnaleźć Łemkowszczyzny. Ta... się zmieniło. Ja sam oczom nie wierzę. Tak się zdawało, jak
tam człowiek był, że te góry nie były takie duże. Oni nie urosły. To w
oczach się tak... (M.J., w. 9). Teraz
ja nie wiem, co to się porobiło, takie te rzeczki malutkie tam, wąziutkie (O.
P.,
w. 2). Tam, gdzie był Raj, Łemkowie widzą teraz
chaos. Ale tam bida teraz jest. Żeby
tam były pola obsiane, obrobione, jak za naszych czasów. A teraz, chwaściska,
wsio wszystko, miedze porównane. Nic tam nie rozpoznałem, panie, tam. W ogóle
ten swój terytorium, to taki mi się malutki zrobił (J. W., w. 8).
Przestrzeń niegdyś swoja, stała się im obca. Może się podobać,
ale nie jest lepsza, czy bardziej swojska od Ziem Zachodnich. Bo byłem tam. Bardzo owszem, bardzo mi się tam wszystko podoba. Ale
dla nas tam nie ma miejsca. Absolutnie nie ma miejsca (J. W., w. 8).
Niemożność
powrotu na Łemkowszczyznę taką, jaka wspominają, jest największą tragedią
Łemków mieszkających na Ziemiach Zachodnich. Póki będziemy żyć, to ta tęsknota, to choroba nieuleczalna dla nas
(M. K., w. 4).
To ona określa ich
życie. Niby jestem, mieszka się tu. Niby
nie jest źle, ale ja się tu nie czuję u siebie. Ja zawsze mam przed oczami góry.
Źle się będę czuł, nawet jak umrę tutaj. Lepiej bym się czuł tam (P.
K.,
w. 15). Mówią, że brak im gór,
tradycji, bycia wśród swoich. Przywiązanie
to jest takie, że tęskni się do tych dziedziczności, do tej wspólnoty
takiej, jaka istniała (J. R., w. 1). Tęsknią za ideałem, który sami
stworzyli tym bardziej, że są pewni iż rzeczywiście go zakosztowali.
Tam było dobrze, wesoło. Ja bym wrócił, chętnie bym poszedł (W.
S.,
w. 3). Niestety, rzeczywistość w
niczym nie przypomina wspomnień. W podwórku
jest taka duża jabłoń, reneta. Tak bym chciała skosztować, jakie to jabłko.
No, to nie da rady (M. K., w.
4). Powrót nie jest możliwy, a każda
próba zwiększa tylko nostalgię. Pierwszy
raz, to dla mnie to było straszne (J. B., w. 12). Ja nie wiem, czy ja jestem czy za miękki, czy za głupi, czy za jaki,
co tam przyjadę, to mi się płakać chce (J. B., w. 12).
Parę razy byłem. Ale co to daje? Jeszcze bardziej człowiek jest rozżalony
(P. K., w. 15).
To, czego nie mogą
osiągnąć realnie, bez trudu przychodzi do nich we śnie.
Nieraz śpię, to jak się obudzę, to nieraz mi po głowie chodzi tamto, nie
to. Tu się mi nie śni żadne, tylko tamte. Góry się mi śnią. Ja bardzo za
górami przeżywam (E. K., w. 20). Powrót do raju jest ich ostatnim
marzeniem. Bardzo pragniemy chociaż po śmierci
wrócić. Jak się nie da za życia, to chociaż po śmierci (M. K., w. 4).
W wypowiedziach Łemków często pojawia się pytanie:
Ale z drugiej strony, czy tak musiało być? Czy tak musiało być? Za co? (M.
O.,
w. 22) Mówią, że zostali wypędzeni ze swojego raju bez winy. Niczym
nie zasłużyli na los, który ich spotkał. I
jak tam pojadę, to nie to, że mi to jest bieda, nie jest bieda, bo mi już
dzisiaj niczego nie trzeba, bo ja już mam siedemdziesiąt osiem lat, ale szkoda
mi tak, jak człowiek niewinni mogli wypędzić (J. B., w. 12). Podkreślają, że zostali siłą przesiedleni. Mają poczucie krzywdy.
Nie zrzekł się, tylko go wywłaszczyli. Został wydarty z korzeniami i rzucony
gdzie indziej (M. H., w. 17). W
przymusowości wysiedlenia widzą przyczynę tego, że nie mogą osiąść na
Ziemiach Zachodnich, że wciąż są przybyszami.
Gdybym sam wyjechał z tego miejsca, sam się osiedlił. Ale że to było
przymusem (M.O., w. 22).